• O SZKOLE SŁÓW KILKA

          • Geoodkrywcy 19.11.2011 r.

          • Dnia 19 listopada 2011r. „Geoodkrywcy” o godzinie 6.00 rano wyruszyli do kamieniołomu w Sulejowie nad Pilicą. Grupę poprowadziła nauczycielka geografii p. Katarzyna Cisek. Uczestnicy wyprawy widzieli  skały górnej jury z bogatym zespołem skamieniałości: ślimaki, małże, dicerasy, ostrygi, serpule, jeżowce, mszywioły, amonity i korale. Znaleźli również  kryształy kalcytu powstałe w pustkach po rozpuszczonych skamieniałościach. Zobaczyli różne typy węglanowych skał osadowych: wapienie oolitowe, ooidowe, muszlowce i margle. Wyprawa udała się wspaniale. Wszyscy wrócili bardzo zmęczeni po pracy w kamieniołomie, ale zadowoleni bo plecaki były pełne skarbów.

             

            Relację z  wyprawy koła "Geoodkrywców" do Dobrzynia nad Zalewem Włocławskim, która odbyła się 3 grudnia 2011r., przedstawiła uczennica kl. II a Ewa Biegańska

             

             

            Wyprawa po kryształy

            3 grudnia, sobota, godz. 5.00 - pobudka. Kto normalny wstaje o tej godzinie? I to jeszcze w sobotę? Można by to uznać za sposób torturowania. Lecz cóż, sami tego chcieliśmy. A czego dokładnie? Wycieczki do Dobrzynia nad Wisłą, na skarpy nadwiślańskie, w celu wydobywania kryształów gipsu. Pomysł od początku wydawał się fajny, zwłaszcza, że miał się odbyć pod kierunkiem studenta geologii, który już nie raz w Dobrzyniu bywał oraz naszej nauczycielki geografii P. Katarzyny Cisek. Godzina pobudki była jednak zabójcza. Czego jednak nie robią uczniowie, aby poszerzać swoje horyzonty edukacyjne (oraz podwyższać oceny z geografii bądź przyrody).

                     Najcięższe zadanie, czyli wcześniej wspomniane wstanie z łóżka, spełnione. Plecak z młotkiem, saperką, dziennym zapasem jedzenia i herbaty, gazetami do pakowania zdobyczy, ubraniem na zmianę oraz ciepłe, potencjalnie narażone na  spotkanie z błotem ubranie gotowe były już wczoraj. Przed szkołą czekamy na busa, który będzie naszym środkiem transportu. Już jest. Zapakowaliśmy się wszyscy (cała 12 + pani) i w drogę. Najpierw do Warszawy po resztę naszej grupy, czyli czterech uczestników i naszego przewodnika – pana Krzyśka. Podróż trwała ok. 3 godzin. Szczęśliwcom udało się chwile zdrzemnąć, a ci mniej szczęśliwi musieli poczekać jeszcze jakieś 12 godzin, bo w tych najbliższych na pewno nie uda im się zasnąć. Miejsce, na które dotarliśmy nie wyglądało zbyt ciekawie , niczym wyjęte spod działań cywilizacyjnych. Jedynym stworzeniem jakie nas powitało, był sympatyczny, mały piesek, który już do końca wędrówki miał nam towarzyszyć.

                     Krok 1: Mały wykład, o tym, dlaczego tu w ogóle jesteśmy, czego i gdzie będziemy szukać i co się tutaj działo, jakieś kilkanaście mln lat temu. Krok 2: wychodzimy z autokaru i przebieramy się w kalosze i inne robocze ubrania. Jesteśmy zwarci i gotowi. Rozpoczynamy wędrowanie. Najpierw na tą skarpę musieliśmy się dostać, bo łatwizny nie ma, nie wszędzie się dojedzie. Z początku płaski teren trochę nas zmylił, bo po chwili natrafiliśmy na ostry spadek w dół, wyglądający jak oberwany brzeg (którą najprawdopodobniej był). No chyba po tym nie zejdziemy?! A jednak. Okazało się, że podłoże to obsuwający się piach, a jedyne czego możemy się przytrzymać to trawa. I tak chodziliśmy; ostro w górę, stromo w dół, ostro w górę... Przez zarośla wyższe od nas, o kolcach napawających strachem i boleśnie się wbijających (uwierzcie na słowo) lub piach, osuwający się pod stopami.  Dotarliśmy  po kilkunastu minutach. Nasze miejsce pracy wyglądało mniej więcej tak: skarpa o nachyleniu 40 stopni, długości 10 metrów, spadająca prosto do Wisły. Od początku wiedzieliśmy, ze będzie to co najmniej ciekawe. Gdy rozpoczęliśmy, cieszyły nas nawet centymetrowe kryształki. Potem zaczęliśmy znajdować dużo bardziej satysfakcjonujące okazy. Co chwilę tylko rozlegały się krzyki kopiących na dole, którym na głowę sypał się piach. Właściwie, nie trudno było znaleźć interesujący nas kryształ, bo leżały one prawie na wierzchu. Oczywiście, kiedy „zadziałało się” trochę młotkiem, można było odsłonić piękne rzeczy. Oprócz prostych kryształów, znajdowaliśmy również gips o najróżniejszych zrostach, kształtach i formach. Od zwykłych prostokątów, przez zrośnięte, aż do takich przypominających rozrastający się kryptonit z filmu o Supermanie. Nie o takim kolorze oczywiście. Spotkaliśmy trzy odmiany kolorystyczne: białe, pomarańczowe i żółte. Ponieważ te tereny wiele tysięcy lat temu, wystawione były na działanie lodowca, osady są tam bardzo pofałdowane i przemieszane. Gipsy znajdowaliśmy w osadach lessowych i w węglu brunatnym. Wiele milionów lat temu, Dobrzyń był terenem bagnistym o klimacie porównywalnym z klimatem dzisiejszej Florydy. Z tego powodu można też  znaleźć odciski roślin z tamtego okresu, co i nam się udało. Na pierwszej skarpie spędziliśmy około 3 godzin, po czym razem z wieloma zdobyczami udaliśmy się na następne dwie, gdzie również spędziliśmy trochę czasu. Panu Krzyśkowi udało się  wykopać bardzo interesującą odmianę kryształów, w postaci małych, żółtych kulek. Wracaliśmy do busa, kiedy nastał już zmierzch i zrobiło się zimno. Cały dzień, mimo groźby śniegu, świeciło piękne słońce, a wiatr z dodatkiem piasku wiał w oczy. Byliśmy zmęczeni, ale z pewnością zadowoleni. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Warszawy, było ciemno. Kiedy wracaliśmy – to samo. Dosyć dziwne uczucie.

                     Tę wyprawę uważam za bardzo udaną. Czym innym jest  nauka z książki w ławce, a czym innym samodzielne jej poszukiwanie. Każdy z nas mógł znaleźć to czego szukał, nie było zawodu. Niektórzy wrócili wręcz z wielkimi torbami. Zainteresowanych, zapraszamy do ZSG nr 1, 8 stycznia, na kiermasz gdzie będzie możliwość nabycia niektórych z naszych znalezisk, a zyski zostaną przeznaczone na Wielka Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Bilans wyprawy następujący (pomijając wcześniej wymienione pozytywy):  posiniaczone i poranione od róż nogi, palce opuchnięte po spotkaniach z dosyć ciężkimi kamieniami, twarz ogorzała od wiatru, a oczy czerwone i szkliste od piachu. Wszystko musi mieć swoją cenę. Ale wyraz twarzy znajomych i rodziców, na widok zdjęć i kryształów: bezcenny!

             

                                                                                               Ewa Biegańska   kl.2 ag

             Fotogaleria